Niektórzy powiadają, że koniec świata rozpocznie się pożarami w Australii. Tak, jest czas Apokalipsy. Mamy gigantyczne pożary, których – jak mówią – nie uda się ugasić. Giną ludzie, pali się zwierzyna, płoną domy, sklepy, szkoły i plantacje. Tylko deszcz mógłby uratować sytuację. Niestety, zapowiadane monsuny nie nadeszły.
W moim sydnejskim domu na zielonym osiedlu, na skraju Parku Narodowego jestem bezpieczna. Chwilowo bezpieczna. Ale ogniste tornado może się pojawić w ciągu kilkunastu sekund. Póki co, jestem bezpieczna, uprzywiljowana i bogata. Bogata, bo jeszcze oddycham czystym powietrzem. Bogata, bo mam jeszcze elektryczność i siedzę w klimatyzowanym pokoju. Bogata, bo mogę gotować. Bogata, bo lodówka działa, a w niej są smaczne, chłodne napoje. Bogata, bo dzięki internetowi mam kontakt z całym światem. Bogata, bo dzięki telefonom mogę się dodzwonić, do kogo chcę. Bogata, bo mam w baku benzynę. Bogata w śpiew ptaków, które jeszcze się nie spaliły. Bogata, bo nie muszę uciekać. Bogata, bo nie parzy w stopy. Bogata, bo żyję nadzieją. Bogata, bo mam świętego – Jana Pawła Drugiego – do którego się ufnie modlę o ratunek dla tych wszystkich, którym grozi niebezpieczeństwo. A mamy sporą gromadę przyjaciół osaczonych płomieniami.Właśnie oglądam w telewizji megapożary w tych wszystkich miasteczkach, które odwiedziliśmy z mężem w połowie grudnia.
Więcej na http://www.zrobtosam.com/PulsPol/Puls3/index.php?sekcja=1&arty_id=19655