Na poznańskim facebooku Strzeleckiego znajdujemy taką notatkę. Podczas wizyty w Głuszynie goście z plemienia Monero-Ngarigo zostali przywitani chlebem i solą. Stała się rzecz symboliczna. Nastąpiło swego rodzaju podziękowanie za pomoc i być może uratowanie życia Strzeleckiemu przez Aborygenów podczas jednej z jego wypraw po Australii. Tak Strzelecki pisał w swoim dzienniku o tym spotkaniu.
Z nierównego i skalistego grzbietu góry widzieliśmy u naszych stóp, w cieniu zarośli, długo poszukiwany staw okolony przez dymiące wigwamy obozującego tu plemienia. Niecierpliwy aż do obłędu pragnąłem zaspokoić pragnienie, które męczyło nas od wielu dni. Zebrałem siły, aby rzucić się w kierunku stawu. „Stój, na miłość boską”, zawołał mój aborygeński przewodnik: „Stój, bo zginiemy”. Zatrzymałem się. Następnie zmieniliśmy kurs, szybko zeszliśmy ze wzgórza, ale zamiast wejść w krąg wigwamów, przykucnęliśmy w odległości 60 jardów. Minął kwadrans.
Gniewna niecierpliwość, spazmy głodu i pragnienia zagłuszały wszelki rozsądek. Nagle z najbliższego wigwamu poszybował ku nam kawałek palącego się drewna. Mój przewodnik podniósł się, a następnie spokojnym krokiem poszedł, aby go przynieść. Wrócił, rozpalił ogień i zaczął piec oposa, którego mieliśmy w prowiancie. Znowu zajął swoją pozycję, od czasu do czasu żując patyk, grzebiąc w ogniu, rzucając spojrzenia na boki. Po dziesięciu minutach jakaś staruszka przyniosła tykwę z wodą i postawiła ją w połowie drogi. Potem pojawiła się ryba podana na kawałku kory, którą przewodnik przyniósł do naszego ogniska. Głód i pragnienie zostały zaspokojone.[…] Tubylcy udzielają gościny inaczej niż u nas. Najpierw zaspokoją potrzeby podróżnika, a dopiero potem zadają pytania, które w naszej cywilizacji pozwolą określić rodzaj udzielanej gościny bądź jej odmówić.
Źródło: FB Paweł Edmund Strzelecki – reaktywacja pamięci; https://www.zrobtosam.com/PulsPol/Puls3/index.php?sekcja=1&arty_id=22758